Bajka niegrzeczna #2
Jeśli chcielibyście wiedzieć co tam u żuczka, to nie mam niestety dobrych wieści. Halucynogenny grzybek skończył się dwa dni temu. Właściwie nie grzybek się skończył, a ucztowanie na jego blaszkach. Napasiony substancjami niedozwolonymi żuczek poczuł tylko, że coś go spycha z jednorożca w połowie zwrotki „Like a Virgin”, a świat zaczyna kręcić się jak przysłowiowy kalejdoskop. O dziwo, agresorami okazały się być nie skrytożerne robaczki o lepkich łapkach, a banda młodocianych mrówek, które miały dość picia soku z mszyc, bo raz że w smaku mdlący, to jeszcze słabo kopie. Zwęszywszy grzybka wysłały kilka bojówek w celu usunięcia dotychczasowych gospodarzy.
– A myślałem, że mrówki są pracowite, pomocne i mają dobre serca – poskarżył się żuczek, wisząc na krawędzi obgryzionego kapelusza.
– Dobry PR i rządowa telewizja – wzruszył ramionami herszt bandy i przydeptał żucze łapki.
Chcąc nie chcąc i za przeproszeniem żuczek się puścił i poleciał w dół, na igliwie, gdzie wypatrzył go głodny kos. I to byłby koniec i bajki, i żuczka, gdyby nie choroba lokomocyjna. Nasz bohater bowiem podczas lotu zazwyczaj miewał mdłości – i tak było również tym razem. Zwymiotował wprost do dzioba transportującego go ptaka, na co ten zareagował zrozumiałym wstrętem i imponującym splunięciem na odległość 267 centymetrów. Żuczek optymista lecąc głową w dół miał nadzieję, że i tym razem wyląduje na jakimś żarciu. Kiedy otworzył oczy spojrzał w niebo, uśmiechnął się i mruknął parafrazując klasyka: grzybów nie ma, ale i tak jest zaje***cie!