
Iglakowe love czyli ogród z iglakami
Czerwiec. W końcu zrobiło się ciepło, bo wiosna tego roku była naprawdę zimna… Pierwsze poranne obchody ogrodu, z kawą w ręku i w swetrze narzuconym na piżamę, odbyłam dopiero pod koniec maja. Ale! To już było, a teraz jest ciepło i pięknie. I jeszcze dosłownie tylko przez moment będzie widać śliczne, młode przyrosty na iglakach – kto więc chce zakupić kłujące ślicznotki do ogrodu, ten musi czym prędzej wyruszyć na łowy do sklepów ogrodniczych i szkółek. Ja pokażę wam mój ogród z iglakami, bez których zielonego życia sobie nie wyobrażam. A już na pewno nie w zimie! Takie moje iglakowe love 🙂 Mam nadzieję, że i wy zapałacie miłością do roślin iglastych, bo naprawdę warto – w końcu one budują szkielet każdego ogrodu.
Iglaki zimą sprawiają, że ogród jest bajkowy
Iglaki ozdobne
Ok, ani brabant, ani nawet szmaragd zapewne nikogo nie zachwyci – jednak nawet wśród żywotników możemy znaleźć prawdziwe perełki. Jodełki są urocze zarówno w wersji mini, jak i maxi; koreanki na przykład mają przepiękne, granatowe szyszeczki, a jodły niebieskie pokazują wiosną blado-miętowe „ogonki”, czyli młode przyrosty. Generalnie wiosną, kiedy rośliny budzą się do życia i wypuszczają pączki i nowe gałązki, ogród z iglakami wygląda bajecznie.
Jodła compacta niebieska
Ciekawe odmiany żywotników
W dobie wszechobecnej ćmy bukszpanowej, której szczerze nienawidzę /i na którą najlepszym chyba, naturalnym środkiem jest Lepinox/, możemy uformować sobie w ogrodzie kule z… iglaków! Oczywiście można wykorzystać cisy, które dość wolno rosną, ale pięknie wyglądają formowane. Ja postanowiłam uwić kulę z żywotnika. Wykorzystałam thuję Whipcord – na zdjęciu widzicie jej długie „wąsy” – ale takowe miała tylko w pierwszym roku po posadzeniu. Teraz jest regularnie cięta i godnie zastępuje bukszpan. Przynajmniej próbuje 🙂 W szkółkach możemy też kupić odmiany karłowe, które same z siebie mają kulisty pokrój – np. Hoseri czy Globosa. A jeśli interesują was bardziej strzeliste i puchate formy, to polecam Yellow Ribbon – wiosną przepięknie wyglądają jej złote przyrosty.

W świerkowym raju
Jeśli ogród z iglakami – to koniecznie ze świerkami. Oczywiście, nie każdy może pozwolić sobie na tradycyjne, sięgające bram niebieskich choinki… Mamy jednak na rynku tyle odmian świerków, że można dostać oczopląsu i zwariować przy wyborze. Zdecydowanie polecam każdemu jeden z moich ulubionych – Acroconę /bardzo długo nazywałam go z niewiadomych przyczyn Aconcaguą, oczywiście światowo czytaną przez „k” – i do dziś mi się zdarza pomylić, choć naprawdę nie wiem dlaczego/. Acrocona ma przepiękny, lekko płaczący pokrój. Wiosną fantastycznie i zawadiacko wyglądające, mocno różowe szyszeczki oraz śliczne, mięciutkie, puchate przyrosty. Świerk ten rośnie dość mocno, podobno do 5 m, choć moim zdaniem na pewno więcej – trzeba pamiętać, że katalogi roślin podają bardzo często zamiast wielkości docelowej, która oczywiście zależy od indywidualnych warunków, wielkość w wieku ok. 10 lat. Jednak rośliny w wieku lat 10 nie postanawiają nagle przestać rosnąć – jak niejaki Oskar z „Blaszanego bębenka” – tylko pną się dalej wesoło do góry. Niedoświadczeni ogrodnicy, którzy nasadzili dużo różnych śliczności mają potem oczy pełne łez, a ręce siekiery, kiedy muszą zabierać się za karczowanie. Wyjściem jest zakup Acrocony szczepionej na pniu – polecam!
Kolejnym świerkiem, który jest wysoki, ale dość szczupły, a na wiosnę cudownie wąsaty, jest świerk kaukaski Aureospicata. Na ciemnej dość zieleni starych gałązek pojawiają się jasnożółte, dość jaskrawe przyrosty. Doprawione jest to danie wściekle różowymi szyszeczkami. Mniam. Na drugim końcu kolorystycznej tęczy mamy Hoopsi – kłujący świerk niebieski, który ma naprawdę cudowny, nasycony, choć jasny kolor. I nie jest to jakaś tam niebieskoszara zieleń, tylko prawie że „wielki błękit”. Polecam także świerki karłowe i miniaturowe – mają maleńkie przyrosty, które wczesną wiosną wyglądają jak kuleczki utoczone ze złota…
Acrocona Hoopsi
Sosenki wyskokowe
Kto nie pił nalewki na młodych, sosnowych pędach, nie wie co dobre. Ten delikatny, leśny bukiet, nieoczywisty smak rozpływający się na języku… To zdrowie samo w postaci płynnej i jakże smacznej… Eh, mówię wam, pyszna to rzecz i współczuję tym, którzy nalewek tykać nie mogą. Jeśli zaś macie ogród, to koniecznie zasadźcie w nim sosny, bo nie będziecie musieli latać po lesie i szarpać krzaków jak dziki. Albo dzicy. Generalnie zasada jest taka, żeby nie zrywać zbyt długich pędów i zbyt dużo z jednego drzewka – chociaż ja moją sosnę Wintergold całą obłamuję /same młode pędy, rzecz jasna/. Głównie po to, by rosła bardziej zwarta, a nie bujała na wszystkie strony. A nalewka to efekt uboczny, choć od tego boczki nie znikają, a raczej wręcz przeciwnie, co jendakowoż w tym wypadku mogę zaakceptować ;). A sosna Witergold jest piękną, karłową odmianą, którą uwielbiam i która działa lepiej niż kalendarz. Kiedy bowiem jej igły z pięknej, mocnej zieleni przechodzą w złoto, to znak niechybny, że jesień stoi jedną nogą za progiem. I ogrania mnie zawsze jesienny spleen…

Przepiękne są także sosny bośniackie, w różnych odmianach – mają ładny, wyprostowany pokrój i cudnie kwitną; wyglądają wówczas jak obsypane drogimi bombkami. Niektóre z nich, np odmiana Karmel mają śliczne przyrosty w kolorze karmelków – tych akurat na nalewkę nie przerabialiśmy. Bardzo ładnym, niebieskim akcentem w ogrodzie z iglakami będzie sosna drobnokwiatowa Tempelhof – jest naprawdę prześlicznym puchaczem.
Tempelhof
Łyse modrzewie
Modrzewie w ogrodzie z iglakami są niezbędne. Tak uważam, choć niektórzy nie podzielają mej miłości do tego drzewka. Bo po pierwsze – to wielkie drzewska. No tak, ale jest sporo odmian małych, szczepionych na pieńkach, płaczących lub z pokręconymi malowniczo gałązkami. No żal nie zasadzić, zwłaszcza, że można potem chodzić i głaskać, bo igiełki są miękkie, mięciutkie… Po drugie zaś niektórzy modrzewi nie poważają, bo owe mięciutkie igiełki spadają na łeb, na szyję; na ziemię po prostu, bo to akurat nie jest zimozielony iglak. No cóż, mnie to nie przeszkadza.

Ogród z iglakami
Na koniec słowo podsumowania – nadszedł czas, kiedy wybór iglaków jest tak ogromny, że można by z samych takich ogród stworzyć. Tylko po co, skoro są jeszcze róże, hortensje, magnolie, azalie, różaneczniki, derenie, piwonie, byliny kwitnące i liściaste, truskawki, poziomki, cebula i szpinak. A, i lawenda, lawendę uwielbiam. Wracając jednak do iglaków. Bierzcie i sadźcie. Pamiętajcie tylko o sprawdzeniu, co jakie urośnie, żeby potem płaczu przy piłowaniu nie było. I ogromna prośba ode mnie na koniec – zapomnijcie o szmaragdowych żywopłotach, wszak można mieszać z fantazją…

