Najpiękniejsze róże do ogrodu
Przewodnik subiektywny. Część 1.
Jeśli chcesz poczuć się jak Elżbieta, królowa Anglii, nasadź w swoim ogrodzie bardzo dużo róż, poczekaj aż zaatakują je mszyce, co niechybnie nastąpi, a później sporządź miksturę z czosnku. Błądząc w cuchnących oparach tego naturalnego oprysku zaznasz tego, czego doświadczają ogrodnicy Jej Królewskiej Mości, a być może i ona sama osobiście. Monarchini nie toleruje ponoć środków chemicznych, a jedynie naturalne, tradycyjne sposoby walki ze szkodnikami. Dlaczego przewodnik po najładniejszych i najbardziej odpornych gatunkach róż do ogrodu zaczynam od czosnku? Ano dlatego, że prywatne rosarium to nie tylko piękne, oszałamiające kolorem i zapachem kwiaty. To niestety także bezustanna walka z mszycami, skoczkami, nimułkami, tarcznikami i gąsienicami. Tych ostatnich szczerze nienawidzę. Oprócz szkodników nasze róże mogą chorować na czarną plamistość, mączniaka i rdzę. W moim zestawieniu pokażę odmiany, które są najbardziej odporne na choroby grzybowe i dobrze radzą sobie ze szkodnikami. Przewodnik jest mocno subiektywny; bazuję na różach, które są hodowane w moim i w zaprzyjaźnionych ogrodach od kilku lat.
Aspirin Rose (Tantau)
Jako pierwsza w moim zestawieniu – ze względu na wyjątkowe walory zdrowotne. Róża niezawodna jak aspiryna; zresztą jej nazwa nawiązuje właśnie do firmy Bayer i powstała dla uczczenia stulecia koncernu. „Aspirynka” to niezwykle żywotna róża rabatowa, co potwierdza certyfikat ADR, nadawany najbardziej odpornym odmianom. Dorasta do ok 70 cm wysokości i maksymalnie 1 metra szerokości. Oczywiście najlepiej sadzić co najmniej 2-3 sztuki w grupie, dzięki czemu efekt będzie zdecydowanie bardziej widowiskowy. Dotyczy to zresztą nie tylko tej róży i nie tylko róż w ogóle – jak pisałam w Nieporadniku, w kupie siła. Aspirin Rose ma bardzo zdrowe, błyszczące liście, które właściwie nie chorują. Jeśli pojawiają się jakieś z plamistością, to jest ich bardzo niewiele i róży to nie przeszkadza. Mszyce i inne szkodniki też nie są w stanie jej zaszkodzić, choć oczywiście warto je zwalczać – najlepiej po królewsku, czosnkiem. Kwitnie bardzo, bardzo obficie, co rekompensuje niezbyt duże (ok 5 cm.) rozmiary pojedynczych kwiatów. Jedyna wada, jeśli tak można to ująć, to kolor. Aspirin jest biała, co mnie szczególnie nie zachwyca. Jednak kiedy robi się zimno, pod koniec lata, gdy noce są naprawdę chłodne, wówczas kwiaty różowieją i wyglądają przepięknie.
Chippendale (Tantau)
To także bardzo zdrowa róża, która w moim ogrodzie rzadko choruje. Wielkością krzew zbliżony jest do Aspirin, chociaż hodowca podaje, że dorasta do 100 cm. U mnie na razie nie dorasta, a jak dorośnie to będzie problem, bo popsuje pokrój różanki. Tymczasem nie martwię się zbytnio, bo Chippek jest prześlicznym, zwartym krzaczkiem, bardzo zielonym i gęstym. Liście ma zdrowe, właściwie nie choruje i kwitnie zjawiskowo. Kolor kwiatów jest przejściowy, w różnych odcieniach pomarańczu i łososia. Wygląda to pięknie, zwłaszcza, że róże są dosłownie po brzegi wypchane ciasno ułożonymi płatkami. Może być uprawiany na tarasach w dużych pojemnikach. Ostatnio pojawiła się nowa odmiana Chippendale Gold, o kwiatach w odcieniach moreli i złota. Hm, gdzie by tu ją dosadzić, oto jest pytanie…
My Girl (Tantau)
Podobna pokrojem do Chippa, aczkolwiek w pierwszych latach po posadzeniu cienkie gałązki nie wytrzymują ciężaru kwiatów i lubi się przechylać i wyłamywać. A kwiaty ma niesamowite; początkowo w klasycznym prawie kształcie pąk otwiera się i ukazuje wypełniony płatkami do granic możliwości środek. Bogaty kwiat ,w kolorze jasnego, cytrynowego kremu, wygląda jak deser i równie pięknie pachnie, klasycznym zapachem nostalgicznych róż. My Girl jest bardzo zdrowa, rzadko choruje i na ogół sama walczy z chorobami grzybowymi. Dobrze sobie radzi w dużych pojemnikach w uprawie tarasowej.
Beverly (Kordes)
Miejsce numer dwa, jeśli chodzi o zapach. Beverly w przeciwieństwie do Charmanta (kremowy aromat numer 1 na liście zapachowej) pachnie pięknie owocami, głównie cytrusowymi. Zapach jest bardzo intensywny, zwłaszcza o poranku, dlatego warto tę różę posadzić przy tarasie, albo przy ścieżce, którą często spacerujemy. A wącha się bardzo wygodnie, bo ta odmiana dorasta do ok metra, nie trzeba się specjalnie gimnastykować. Beverly to róża wielkokwiatowa; jej kwiaty są pięknie zbudowane, jasnoróżowe i duże, mają około 10 cm. Czasem, po intensywnych deszczach, tracą nieco na urodzie, ale roślina szybko dorasta i wypuszcza nowe pąki. W opisach tej odmiany pojawia się informacja o skórzastych liściach, z czym nie do końca się zgadzam, bo skórzaste kojarzą mi się raczej z różanecznikiem. Liście tej róży są koloru średniej zieleni, raczej ciemne, matowe, delikatnie aksamitne. Beverly jest odporna na choroby, chociaż czarna plamistość i mączniak atakują ją niestety częściej niż opisywane wyżej, ale i tak dobrze sobie z nimi radzi. Moją uwielbiają gąsienice, z którymi toczę bezustanną walkę.
Ascot (Tantau)
Thor wśród róż. Albo inny niezwykle przystojny heros. Wspaniale zbudowany krzew; silne, proste łodygi tworzące ogromny bukiet, obsypane błyszczącymi liśćmi w ładnej, średniej zieleni. Podawana wysokość to 100 cm – nie wiem jak to możliwe, Ascot regularnie przerasta u mnie 150 cm. Kwiaty tej róży są niesamowite, w głębokim, buraczkowym prawie różu. Środki zwinięte w rozetki, co łatwo zaobserwować, dopóki róża jest niezbyt wysoka. Później jest trudno, bo Ascot kwitnie na czubkach łodyg, a tym samym wygląda naprawdę jak gigantyczny bukiet. Czasem atakuje go plamistość, ale nigdy nie widziałam tej rośliny całej porażonej chorobą.
Parole (Kordes)
Pojawia się w tym zestawieniu tylko dlatego, że ma chyba największe kwiaty wśród róż. Ogromne, do 20 cm, w klasycznym, ciemnym różu wpadającym w amarant, pięknie pachnące. Sam krzew mnie absolutnie nie zachwyca. Ot, sterczące pionowo, grube badyle, od dołu gołe, a na górze trochę liści i gigantyczne kwiaty. Z tej przyczyny najlepiej wygląda na drugim planie, podsadzona z przodu czymś dodającym objętości. Dodatkowo zdarza jej się częściej i mocniej chorować niż całej reszcie, opisanej w tym przewodniku. Jako że róża to kultowa, wypada ją mieć, miło jest ją wąchać, kwiaty widać z daleka – ale trzeba się wokół niej nieźle naskakać. Polecam wytrwałym różoholikom.
Jasmina (Kordes)
Jedna z najpiękniejszych róż pnących, w cudownym odcieniu jasnego różu. Pierwsze kwitnienie ma bardzo obfite, jest dosłownie obsypana kwiatami, zebranymi w grona. Kwiaty są średniej wielkości i dość mocno pachną. Liście niezbyt duże, jasnozielone, błyszczące, bardzo zdrowe. Róża uhonorowana certyfikatem ADR, zdrowa i żywotna, rzadko kiedy choruje, a szkodniki nie robią jej większej krzywdy. Posadziłam dwa egzemplarze przy dwumetrowym stojaku; Jasminy zarosły go całkowicie i wybijają co roku silnie do góry. Odmiana ta dorasta do 300 cm, jest polecana na pergole i łuki – w takim anturażu wygląda niezwykle romantycznie. Nic, tylko zasiąść pod i czytać Jane Austin.
Sonnenwelt (Kordes)
Coś dla wielbicieli róż herbacianych. Przepiękna róża, zdecydowanie jedna z moich ulubionych. Kwiaty w kolorze ciepłej żółci, z morelowym rumieńcem, lekko powycinane. Krzew o bardzo ładnym, gęstym pokroju, z jasnozielonymi, matowymi listkami. Według hodowcy dorasta do 130 cm, ale w moim ogrodzie osiąga spokojnie 170 cm. Zwykle nie choruje, a jeśli łapie ją plamistość to od dołu, na niewielkiej ilości gałązek. Zdecydowanie poleciłabym ją zamiast Grahama Thomasa (Austin); ma co prawda inny kształt kwiatów i kolor, bo angielka jest klasycznie żółta, ale krzewy są bardzo podobne. U mnie Graham nie rośnie jakoś spektakularnie, jak na różę parkową jest nieduży i wiotki. Kilka razy miałam go na celowniku, przeżył tylko dlatego, że nie wypadało podnosić ręki na dzieło mistrza Davida Austina. Angielkom poświęcę osobny wpis, bo są jedyne w swoim rodzaju.
Hansestadt Rostock (Tantau)
Mniejsza niż Sonnenwelt, bo dorastająca do ok 80 cm rabatówka, ale o podobnych kwiatach. Bardzo zdrowe, żywotne, zwarte krzewy, chociaż oczywiście posadziłam trzy obok siebie, żeby naprawdę było gęsto. I jest. Kamienny nos, który w tym roku przywędrował do ogrodu, już jest w całości prawie zarośnięty przez różane gałązki. Kwitnie Hansestadt pięknie, morelowo i żółto, pofalowanymi płatkami, dość luźno rozrzuconymi wokół środka. Kwiaty wyglądają trochę jak bibułkowe, są uroczo nieporządne. Zapach określany jest jako słaby, ale wydaje mi się całkiem przyjemny i wyczuwalny. Zdrowa i ładna róża na rabaty. U mnie świetnie wygląda połączona z niebieskawo fioletową Rhapsody in Blue, która ma żółte środki.
Charmant (Kordes)
Różyczka z serii Liliputs, co wskazuje na jej rozmiary, aczkolwiek potrafi zaskoczyć. Charmant jest nieduży, wysokość 50 cm, szerokość 40cm, ale pojedyncze gałęzie wystrzeliwują na długość prawie metra! Ta odmiana także ma przyznany certyfikat ADR i rzeczywiście jest bardzo zdrowa, właściwie nie zauważyłam, żeby kiedykolwiek chorowała. Kwiaty są nieduże, ale prześliczne, w pięknym nasyconym odcieniu różu, z jaśniejszym środkiem; w czasie przekwitania jaśnieją całe. Uwielbiam tę różę za jej zapach, bo pachnie jak krem Nivea. Cóż, ja po prostu uwielbiam zapach kremu Nivea, bo kojarzy mi się z dzieciństwem, kiedy to ów kosmetyk był szczytem luksusu.To coś niesamowitego, dlatego wącham Charmanta za każdym razem, kiedy koło niego przechodzę. A ponieważ różyczka jest naprawdę niewysoka, odurzanie się jej zapachem wymaga ciągłego ćwiczenia sprawności fizycznej.
I to na razie tyle…
W części 1 mojego subiektywnego przewodnika pokazałam Wam 10 najpiękniejszych moim zdaniem róż, które będą dobre do każdego ogrodu, a część z nich także na taras czy duży balkon. W kolejnych częściach przewodnika pokażę inne odmiany, równie piękne i wartościowe.
Na koniec kilka słów wyjaśnienia:
- W nawiasach podałam nazwy hodowców, którzy wprowadzili daną odmianę na rynek. Sama byłam zaskoczona, że u mnie w ogrodzie króluje Tantau i Kordes – o Austinie będę pisać innym razem. Wynika to pewnie z tego, że róże tych hodowców są najbardziej rozpowszechnione w polskich sklepach i szkółkach. Zasadniczo uważam, że warto zapłacić więcej za sadzonkę z licencją, niż kupować róże z metką „czerwona wielkokwiatowa”, bo naprawdę nie wiadomo, czego się po takiej roślinie spodziewać. Przyznaję, kilka razy uległam pokusie i kupiłam, ale żadna z tych róż nie przetrwała do dziś.
- Nie bądźcie zdziwieni, że w zestawieniu brak róż czerwonych. Naprawdę, próbowałam, ale nie jestem w stanie przekonać się do czerwieni w ogrodzie. Niektóre odmiany niebezpiecznie zbliżają się w kierunku ostrej wiśni lub buraczków, ale to nadal nie jest czerwony. Białych róż też w sumie jest bardzo niewiele. Właściwie jest tylko Aspirynka. No co poradzę, że są nudne…
- Nawet jeśli piszę, że odmiany są zdrowe i odporne nie łudźcie się, że oznacza to leżenie na ławeczce pod różaną pergolą z książką w ręku. To też, ale raczej rzadko. Głównie trzeba będzie opryskiwać, kupować drogie środki naturalne lub je samodzielnie godzinami przygotowywać (bo po co mieć ogród, żeby chemię wdychać), walczyć z robactwem, przycinać, usuwać przekwitłe kwiaty (nie u wszystkich odmian na szczęście), jesienią sprzątać liście i kopczykować na zimę.
To co, powalczycie, czy może jednak lepiej iść w lawendę i trawy ozdobne?
2 komentarze
Edyta
Bardzo, bardzo interesująca różana lektura. Cieszę się, że na mojej pustej, trawiastej przestrzeni rośnie jedna z przedstawionych róż – Jasmina. Kolejną będzie,, My girl”, nie dlatego, że jest najpiękniejszą z proponowanych, bo są o wiele piękniejsze, ale przypomina mi film z dawnych lat i piosenkę Nirvany. ?
Aneta
Super relacja o moich ukochanych różach.No cóż, ja zakochałam się w nich od jakiegoś czasu, niestety bez wzajemności. Są bardzo kapryśne i uczą pokory .A kolory uwielbiam wszystkie ,a szczególnie czerwone i herbaciane. Pozdrawiam ?♥️