Noworoczna opowieść wigilijna

Noworoczna opowieść wigilijna

Kiedy się ocknął, miał wrażenie, że upłynęły wieki. Zamrugał oczami i poczuł nagłe szczypanie. Powieki ciążyły mu okropnie, a im bardziej nimi ruszał, tym większy czuł dyskomfort. Potarł oko palcem i jęknął z bólu, kiedy rzęsy nieoczekiwanie zaatakowały gałkę oczną. Przejechał ręką po załzawionym policzku i ze zdumieniem dostrzegł czarne smugi na dłoni. Zanim zdążył zastanowić się, co to właściwie ma znaczyć, spojrzał na swoją siostrę i zaniemówił. Alicja, oparta łokciami o stół, wyjadała z półmiska śledzie w śmietanie. Co najdziwniejsze najwyraźniej zapomniała, że może używać rąk, nie wspominając o sztućcach. Zerknął z niepokojem na matkę, ale ta zaśmiała się tylko tubalnie, z głębi przepony i nałożyła na talerz sałatkę jarzynową, której nigdy nie jadała, bo nie lubiła z cebulą, a taką właśnie robiła Iwonka. Ucieszony nagłą zmianą gustów kulinarnych rodzicielki złapał żonę za łokieć, by uświadomić jej ten przełomowy moment. Zdziwił się bardzo, kiedy poczuł pod palcami gryzącą wełnę babcinego szala zamiast łagodnego dotyku puszystego sweterka Iwony.
A gdzież ona znowu poszła?, przemknęło mu przez myśl, ale zanim zdążył się rozejrzeć, coś ciężko łupnęło na stół.

– Geralt?!- zawołał na widok leżącej z czubem w majonezie Kieleckim papugi. – Tato, Geralt chyba zdycha! – spojrzał na Tadeusza, który niecodziennie ożywiony wpatrywał się w Pelagię ze zgrozą.
– Tato? – Mariusz powtórzył, wyciągając rękę w kierunku kakadu. Geralt ocknął się, pokiwał głową i puścił do Mariusza oczko. Było to tak niespodziewane, że ten aż podskoczył, uderzając boleśnie kolanem w stół.
– Szlag by to trafił – syknął i nachylił się, żeby rozetrzeć obolałe miejsce. Kolano było zaplątane w tiul ze spódnicy Iwonki. – Kochanie, co ty robisz pod stołem?! – pochylił się gwałtownie i nagle zatrzymał w pół ruchu, bo jasne, skręcone misternie loki opadły mu na oczy. – Co to wszystko ma znaczyć?!

– Kurrrwamać! – soczyste przekleństwo wypowiedziane jego własnym głosem rozległo się nagle tuż obok. Zamarł. Powoli odwrócił głowę i spojrzał sobie w oczy. Stał naprzeciwko siebie machając rękami jak wariat i marszcząc dziwacznie czoło, co sprawiało, że nastroszona grzywka ruszała się odrobinę w przód i tył. Gwałtownie dotknął rękami twarzy i zawył z bólu, bo z całej siły wbił sobie wypiłowane w migdał paznokcie w policzki. Odsunął drżące ręce i spojrzał na palce, zakończone krwistoczerwonymi szponami.
– Słodki Jezu – jęknął. – Boże drogi.
– Iwonko, nie wymawiaj imienia Pana Boga nadaremno – pouczyła go Pelagia.
– Dobrze… yyy … tato? – zapytał niepewnie, a w głowie kiełkowała mu straszna myśl. Patrzył jak ojciec płacze, wpatrując się w Pelagię i maca z niedowierzaniem swoją twarz. W tym momencie Pelagia skończyła jeść sałatkę, beknęła i sięgnęła do kieszeni garnituru. Spostrzegłszy, że garnituru nie ma, za to ma elegancką bluzkę z żorżety ze srebrnymi guzikami, zaczęła się po niej gładzić, zatrzymując ręce na piersiach i uśmiechając się głupkowato. Nie zdążyła się jednak nacieszyć, bo znienacka otrzymała cios w twarz, wymierzony przez Tadeusza.
– Zostaw mnie, ty stary zboczeńcu! – warknął Tadeusz do Pelagii. Waldemar zaczął się histerycznie śmiać, podskakując na krześle. Atak śmiechu był tak gwałtowny, że zwieracze nie wytrzymały i starszy pan puścił sążnistego bąka. Mariusz spojrzał bezradnie na babcię Zosię.
– Czy babcia widzi to co ja? – zapytał bezradnie.
– Miau – odpowiedziała babcia, polizała dłoń i zaczęła pocierać nią ucho.


– Wygląda na to, że jakaś siła nieczysta, czary czy inne demony, przepchnęły nas o jedno miejsce – wyjaśnił Mariusz głosem Iwonki. – W sensie, że nasze duchy wskoczyły w ciała tych, którzy siedzieli tuż obok.
Nikt nie skomentował tych rewelacji. Mariusz powiódł zrezygnowanym wzrokiem po zgromadzonych w salonie członkach rodziny, sąsiedzie i zwierzakach.
– To znaczy, że ty jesteś Mariusz, tak? – zapytała Pelagia.
– Tak mamo. A ty siedzisz w ciele ojca.
– A gdzie ON jest? – zachlipała Pelagia i zaczęła nerwowo szukać w kieszeniach chusteczki, ale znalazła tylko pastylki na zgagę.
– Zdaje się, że w Geralcie – Mariusz wskazał ręką na papugę, która przysypiała na oparciu fotela. Matka znowu się rozszlochała, co wydało mu się przerażające, bo nigdy wcześniej nie widział ojca płaczącego i ten widok wstrząsnął nim prawie tak bardzo, jak groteskowość całej sytuacji. Z przyzwyczajenia wsadził paznokieć do ust i zaczął obgryzać.
– Auuuć! – wrzasnął nagle, bo poczuł na łydce ostre, kocie pazurki. Pearl stała tuż obok i wbijała w niego wzrok. Znał to spojrzenie. Rozkaz płynący wprost do mózgu, nie potrzebujący artykulacji.
– Kochanie? – zapytał niepewnie. – Jesteś w kocie?
Iwonka pokiwała białą główką i usiadła na pufie zakładając nogę na nogę. Widok był tak komiczny, że parsknął śmiechem, ale natychmiast przestał na widok wzroku kota. Żony, poprawił się w myślach i pomyślał ze smutkiem, że na razie trzeba będzie zapomnieć o seksie.

– Czyli, że w moim ciele jest pan Waldemar, tak? – Pelagia westchnęła rozdzierająco i spojrzała na siebie. Waldemar pokiwał głową i chciał poprawić zaczeskę, ale jego palce trafiły na trwałą ondulację.
– Niech pan nie śmie mnie dotykać! – Pelagia zerwała się z kanapy i złapała za plecy. Pomyśleć, że nigdy do końca nie wierzyła, że jej męża naprawdę boli kręgosłup. Zawsze myślała, że wyolbrzymia. Że kiedy tak syczy, jęczy i stęka to zapewne przesadza, przecież kręgosłup nie boli aż tak. W końcu ona też ma swoje lata i ją nie boli. Właściwie nigdy nic ją nie bolało i nigdy nie chorowała. Zamyśliła się głęboko i kichnęła. A potem jeszcze raz. I jeszcze.

– Przepraszam, pani Pelagio – powiedział Waldemar jej ustami. – Ale bardzo chce mi się sikać. Znaczy pani się chce. Znaczy mi. Nie wiem, temu ciału. I co teraz? – zapytał, przestępując z nogi na nogę.
– Pójdę z panem – zdecydowała Pelagia. – Nie będzie mnie żaden obcy facet dotykał. A mąż może, w końcu wszystko już widział – wzruszyła ramionami.
– A ja mogę dotykać starszych panów? – zapytała Alicja z głębi Waldemara. – Bo ja też potrzebuję na stronę.
– Nie widzę przeszkód – roześmiał się Waldemar ustami Pelagii.
– Po moim trupie! – wrzasnęła ta ostatnia, ale po chwili uspokoiła się. – Może niech Mariusz to zrobi.
– Rękami mojej żony?! W życiu – oburzył się Mariusz.
– Dobra, dajcie spokój, jestem dorosła -Alicja przewróciła oczami Waldemara i poszła do łazienki. Za nią powędrowała Pelagia w ciele Tadeusza i sąsiad zasiedlający chwilowo jej powłokę.
Mariusz rozejrzał się raz jeszcze po pokoju. Iwonka siedziała nieruchomo patrząc na niego bez przerwy. Poruszała rytmicznie ogonem, uderzając nim o boki ciała. W końcu miauknęła rozdzierająco. Domyślił się, że chodzi o Kasię. Spojrzał na dziewczynkę, która radośnie dłubała w wiklinowym koszyku stojącym koło kanapy. Po chwili wyjęła z niej kolorową włóczkę i druty. Niewprawnymi ruchami nawinęła wełnę na jeden drut i zaczęła nową robótkę.
– Kasiu, zostaw to, bo się ukłujesz – zaczął ostrożnie, mając nadzieję, że może chociaż dziecko ominęło to szaleństwo.
– Umiem jobić na djutach, nie lękaj się kochanieńki – Kasia uśmiechnęła się uspokajająco i pokiwała głową. – Zanim to wjóci do nojmy, zjobię sialiciek.
Mariusz westchnął zrezygnowany. Wygląda na to, że w ciele Kasi siedzi babcia. W takim razie musi znaleźć córkę. Westchnął głęboko jeszcze raz. Biust Iwonki zafalował mu prawie pod nosem. Nabrał powietrza najwięcej jak mógł i piersi zbliżyły mu się do brody. Wytrzymał kilkadziesiąt sekund, wypuścił powietrze i nabrał ponownie, zezując z ciekawością w dół. Iwona zeskoczyła z pufy, wdrapała się na stół i przewróciła cukierniczkę. Przez moment drapała łapką w rozsypanym cukrze. Podszedł bliżej i nachylił się nad blatem.
– Idiota – przeczytał na głos. – No wiesz? – spojrzał na żonę z wyrzutem. – Ja cię podziwiam, a ty jesteś niemiła.
– Kurrrrrwamać – podsumował Geralt jego głosem. Mariusz odwrócił się i zobaczył, że siedzi na parapecie majtając głową i od czasu do czasu rozrzucając ramiona na całą szerokość. Ostatnim, zamaszystym gestem strącił doniczkę z przywiędłym storczykiem. Szklane naczynie potoczyło się po podłodze, ale jakimś cudem nie pękło. Geralt kiwał się na boki przestępując z nogi na nogę. – Kurrrwamać!
– Otóż to – zgodził się Mariusz. Skoro babcia jest w Kasi, to Kasia musi być w…- zastanowił się chwilę, po czym spojrzał na jamnika. Jam zwinął się w kłębuszek u stóp babci Zosi i zapadł w niespokojny sen, przerywany pacnięciami w głowę. Staruszka siedziała wyprostowana i mrużyła sennie oczy. Drgała, kiedy jamnik popiskiwał przez sen i uciszała go szybkim klapsem. Na szczęście ciosy były bardzo słabe; albo stare ciało babci nie miało siły, albo Pearl była naprawdę delikatna.
– Dobra, jakoś to ogarniemy – powiedział Mariusz głośniej, niż było trzeba, jakby sam siebie chciał przekonać. W tej chwili dobiegło go drapanie w drzwi. Wyszedł do przedpokoju. Przed drzwiami stała jego siostra.
– Raf? – szczeknęła i spojrzała pytająco na smycz.