Jabłkowe love

Jabłkowe love

Antonówki dojrzały i natychmiast ogarnęła mnie nostalgia. Jak to, już? Jeszcze tylko kilka dni i moja ulubiona sosna Wintergold oblecze się w złoto – w tłumaczeniu na polski zmieni barwę igieł z zielonej na żółtą. A to oznacza, moi drodzy, że jesień dotarła do nas naprawdę i stoi przemoknięta pod drzwiami, z parasolem nad głową i zgniłozieloną walizką pod pachą. Brrr. Trzeba będzie niestety ją przyjąć z godnością, jak nielubianą ciotkę, która w dzieciństwie szarpała nas za policzki. Ze zdumieniem obserwuję Instagram zasypany romantyczno-jesiennymi zdjęciami ze swetrem i kubkiem w tle. Że niby tak jest fajnie jesienią, tak stylowo i retro? No nie wiem, może i tak, ale krótkie są to momenty; głównie jest zimno, mokro, szaro, ponuro i katar. Lekiem na to jesienne ponuractwo jest oczywiście pyszne jedzonko, np. prażone jabłka. Leczy ono również zimą. Wiosną zaś wyjść nie możemy ze zdumienia, jakie owo lekarstwo było mało skuteczne, skoro trzeba było przyjąć aż tyle dawek. Tyle, że nie mieścimy się w spodniach.

prażone jabłka

Prażone jabłka – przepis

Skoro dojrzały antonówki możemy zabierać się do smażenia. Albo prażenia, nazwa czynności dowolna. Sama czynność nie jest specjalnie trudna, choć nudna – ale od czego mamy radio w kuchni… Zatem zabierajmy się do pracy. W kolejności musimy:

  • Zorganizować jabłka. Najlepsze są antonówki, bo kwaskowe i mają mało soku, ale w sumie mogą być prawie każde inne. Jeśli nie chcemy jabłek ze sklepu, bo nie wiadomo jak i czym pryskane, proponuję przejażdżkę po okolicznych wsiach. Pisałam o tym w związku ze śliwkami na powidła – i nadal uważam, że to dobry pomysł. Skądinąd mi wiadomo, że ludzie mają w starych sadach tyle owoców, że nikt ich nie zbiera i gniją na ziemi. Wystarczy pojeździć i popytać. Oczywiście zawsze jest szansa, że nadziejemy się na nieprzychylne widły, ale kto nie ryzykuje, powideł nie jada. Ani jabłek.
  • Jabłka obieramy i kroimy na kawałki – mogą być ósemki albo gruba kostka. Proces ten jest długotrwały i okropnie nudny, co możemy zmienić zaopatrując się jedynie w kilogram owoców. Będzie szybciej i bez sensu, bo po co komu dwa małe słoiczki jabłkowej papki? Drugie rozwiązanie to czasoumilacz w postaci dobrej muzyki, rozmowy z ciekawą osobą, którą jakimś cudem przyspawamy do krzesła lub telefonu, ewentualnie rozważania nad własnym życiem. Na to ostatnie czasu nigdy nie ma zbyt wiele.
  • Obrane i pokrojone jabłka wrzucamy do garnka. Musi być raczej duży i z grubym dnem. Dodajemy sok z cytryny, aby zachować ładny kolor i kilka łyżek cukru. Pilnujemy, od czasu do czasu mieszając, aby się nie przypaliło. Możemy w trakcie obejrzeć kawałek filmu. Trzeba wybrać taki niezbyt nudny, bo w razie drzemki będzie po jabłkach. Zresztą, dojrzałe owoce szybko się prażą i zaczynają rozpadać. Takie lekko roztrzęsione, ale jednak z widocznymi kawałkami, możemy przekładać do wyparzonych słoiczków.
  • Słoiki można wymyć na najwyższej temperaturze w zmywarce albo chwilę opiec w piekarniku. Zakrętki kupcie nowe, bo stare przemycą jakąś pleśń na pewno. Przed zakręceniem słoiczków zakrętki należy przetrzeć spirytusem.
  • Ostatnia, ale wcale nie najmniej męcząca czynność – pasteryzacja. Im mniejszy słoik, tym krótsza. Malutkie słoiczki po musztardzie pasteryzujemy 20 minut, średnie po majonezie nawet 30, a duże po kompotach – ok 40 minut. Niestety, jabłka lubią się psuć, więc wyjścia nie ma.
  • Jak pasteryzować? Niektórzy wsadzają słoiki do piekarnika, ale często zakrętki tego nie wytrzymują. Najlepiej pasteryzować słoiki w garnku z wodą, nalaną do 3/4 wysokości.

Skoro tyle z tym roboty, to po co się w ogóle męczyć? No cóż, prażone jabłuszka pyszne są, jak mawiała pewna restauratorka o swoich schabowych. Kiedy mamy ochotę na szarlotkę – otwieramy słoiczek i wsad do ciasta gotowy. Świetnie prażone jabłka smakują z placuszkami, racuchami, naleśnikami, ryżem, solo i z cynamonem, z lodami i białym serkiem. Można wymieniać w nieskończoność, ale szkoda czasu, antonówki czekają. Na Was, bo moje przerobiła Mama, mistrzyni świata w przetworach.