Nieporadnik ogrodniczy na czas pandemii
Część 1

Tygodnie przymusowego siedzenia w domu sprawiły, że spragniony zieleni i świeżego powietrza lud ruszył w naturę. Uzbroił się w grabie, łopatę, wyszedł do ogrodu … i zadumał się widząc oczami wyobraźni bezmiar prac do wykonania. Oczywiście praktykujący ogrodnicy amatorzy nie stresując się nadmiernie, przystąpili do działania jak zwykle, tylko wolniej. W końcu czasu jest mnóstwo, choć niewielu to cieszy. Ci natomiast, którzy do tej pory nie przejmowali się swoim ogródkiem, albo dopiero co go nabyli, ewentualnie planują zakładanie ogrodu, poczuli w większości przypadków przypływ bezradności. Dla nich specjalnie przygotowałam niniejszy nieporadnik. Nieporadnik, ponieważ nie będzie tu ogrodniczych porad typu „zakładanie ogrodu w kilku krokach”; wszak takiej wiedzy sieć jest pełna i można swobodnie znaleźć każdą informację w temacie.

Zastanów się, czy na pewno chcesz mieć ogród w tradycyjnym znaczeniu tego słowa? Czy kiedy już pandemia przeminie i wrócisz do pracy, będziesz mieć czas / chęć / siły na grzebanie w ziemi? Jeśli odpowiedź brzmi „tak”, ponieważ koronawirus uświadomił ci kruchość życia i zmienił perspektywę patrzenia na świat – gratuluję, jesteś na najlepszej drodze na zieloną stronę mocy! Jeśli odpowiedź brzmi „chyba jednak nie”, to też gratuluję, przynajmniej się nie oszukujesz.

W obu powyższych przypadkach należy zacząć od miotły. I porządnego sprzątania. Strasznie to nudne, wiem, ale to będzie pierwszy, mały kroczek, pierwsza łopata w stajni Augiasza. Żaden ogród, ogródek, taras czy balkon nie zmienią się w oazę spokoju jeśli będą zabałaganione. Wiem co mówię, sama miałam poligon za oknem. A sprzątanie nie jest moim hobby. Kiedy jednak zmusisz się już do powynoszenia wszystkich zalegających gratów, wyrzucenia śmieci i zagrabienia czego trzeba, zyskasz nowy punkt widzenia. Oraz odniesiesz pierwszy sukces; to ważne, aby się nie daj Boże nie zniechęcić. I teraz ci, którzy odpowiedzieli na pytanie „chyba jednak nie” mogą wyciągnąć leżak i napić się czegoś zimnego, rozkoszując się dobrze wykonaną pracą. Uparciuchy od „tak” stanęli właśnie na pierwszym stopniu prowadzącym na szczyt ogrodniczego Emipre State Building.

Kiedy już ogarniesz temat gleby, a jest to prawdziwa orka na ugorze, dosłownie i w przenośni, można myśleć co dalej. Przestrzegam jednak! Pominąć kroku ziemnego się nie da, bo na gruzach nic nie urośnie, może tylko bez. Czyli lilak. Nie będę pisała jak przygotować glebę, że trzeba przekopać, odgruzować i odchwaścić, to też można wyczytać w fachowych poradnikach. A co dalej? Jaki będzie kolejny krok w zakładaniu ogrodu? No właśnie, teoretycznie projekt. Zanim jednak zabierzesz się za planowanie rabatek i grządek – samodzielne bądź na zamówienie w specjalistycznej firmie – należałoby się zastanowić, po co Ci właściwie ogród jest potrzebny.

Ogród to miejsce relaksu, ale jedni wypoczywają na leżaku, a inni dłubiąc w ziemi. Rodziny z dziećmi potrzebują miejsca do zabawy, a entuzjaści zdrowej żywności wielu warzywnych grządek. Kiedy już odpowiesz sobie na pytanie „po co mi ogród”, możesz pomyśleć o jego konstrukcji. Zdecydowanie polecam przy tym łamanie stereotypów, bo w końcu to będzie Twój kawałek zielonej /lub nie/ podłogi. Może w małym ogródku zamiast tradycyjnego trawnika i altanki grillowej zasadzić starodawny włoski orzech? Takie drzewo zajmie co prawda praktycznie całą przestrzeń, ale odpoczynek w jego cieniu jest doznaniem jedynym w swoim rodzaju. Nie latają komary, no i nie trzeba kosić trawy. Możliwości jest ogromnie dużo, wybór należy do Ciebie.

Kiedy już wiesz, czego oczekujesz od swojego ogrodu, wyjdź na zewnątrz i rozejrzyj się. Jeśli masz dużą działkę, oddaloną od sąsiadów, projektując możesz pozwolić sobie na więcej. Choć z drugiej strony nie zawsze więcej znaczy lepiej, zwłaszcza biorąc pod uwagę konieczne nakłady pracy i środków. Małe miejskie ogródki zwykle wciśnięte są pomiędzy inne, otoczone zabudowaniami. Tak czy inaczej, popatrz wokół i spróbuj nawiązać do tego, co widać za płotem. Po co? Po pierwsze w ten sposób naturalnie rozszerzysz przestrzeń, wykorzystując niejako okoliczne nasadzenia do optycznego powiększenia Twojego podwórka. Po drugie, czasem nie warto walczyć z wiatrakami; okoliczne ogrody mogą być najlepszą podpowiedzią co do możliwości hodowli poszczególnych roślin. A jeśli to co zobaczysz bardzo Ci się nie spodoba? No cóż, zawsze można nawieźć sobie sto wywrotek pięknej, czarnej, lessowej gleby i sadzić co nam się podoba. To też jakieś rozwiązanie.

Zastanów się, czy jesteś mrówką czy leniwcem. To bardzo ważne, dlatego nie kłam, wszak nie ma sensu oszukiwać samego siebie. W końcu to ty będziesz w tym ogródku tyrać. Jeśli jesteś mrówką i zamierzasz wytrwale pracować latami w oczekiwaniu na sukces, możesz dowolnie wybierać spośród stylów, roślin, nawierzchni i małej architektury. Będziesz z radością plewić, przycinać, zabezpieczać przed szkodnikami i na zimę, przesadzać, grabić i odmalowywać. To ostatnie dotyczy przedmiotów, nie roślin, rzecz jasna. Natomiast jeśli masz naturę leniwca pomyśl, jak ułatwić sobie życie. Zrezygnuj z trawnika, chyba że nie przeszkadza ci koszenie raz w tygodniu i walka z chwastami i mchem. Może zamiast tego wystarczy placyk z drobnej kostki lub żwirowisko, a do tego donice z kwiatami? Albo duża łąka kwietna, ostatnio bardzo modna? Wybierz rośliny, które zwykle nie chorują i nie wymagają dużego nakładu pracy – iglaki, różaneczniki i azalie, wiśnie ozdobne, trawy, lawendę, hortensje bukietowe i bluszcze (pisałam o nich tutaj). Zapomnij raczej o różach, z wyjątkiem kilku najbardziej odpornych odmian. A już na pewno nie myśl o hodowli egzotycznych piękności, bo to, że sklep zapewnia o ich mrozoodporności to tylko pobożne życzenia. Po raz kolejny proponuję rozejrzeć się dookoła.